Nawet jeżeli uważasz, że się znasz to i tak prawdopodobnie zrobisz to źle. Z gorącą głową, biegając tu i tam. Dlaczego samodzielne oględziny samochodu to zły pomysł?

Właśnie obserwowałem przypadek takich Znawców przez duże „Z”. Ależ oni się znali, aż z nich dymiło. A ja obserwowałem ich miotających się wokół mojego własnego auta. Tym razem mając okazję zaobserwować cały proces wyjątkowo ze strony sprzedającego. Przyszedł czas na zmiany. Po prostu. Nie, nie wyjeżdżam za granicę, nie urodziło mi się dziecko, nie sprzedaję z powodów finansowych. Najzwyczajniej na świecie zapragnąłem mieć inne auto. Czasami zastanawiam się w jakim celu ludzie wpisują powód sprzedaży samochodu. Jakby czuli potrzebę usprawiedliwienia swojej decyzji. Nie chcę generalizować, ale za każdym takim powodem wyczuwam ukryte „sprzedaję, bo się zepsuł, albo zaraz coś się zepsuje tak, że puści mnie z torbami”.

Przyjechali znawcy

imag1760

Przy sprzedaży auta zawsze najbardziej boję się spotkać siebie samego. Podejrzliwca, który nie ufa nikomu, nie wierzy w bajki i nie słucha sprzedających. Nie żebym był mechaniczną alfą i omegą (nie jestem). Ale wiem gdzie zajrzeć i jak sprawdzić auto tak, żeby zdecydować czy nadaje się na solidne sprawdzenie przed zakupem. Takie, którego nie zapewni mi żaden serwis u Mietka, a tym bardziej żadna stacja diagnostyczna. Bo na niej co najwyżej można sprawdzić czy auto od dołu nie rzyga olejem… I niewiele więcej. O czym przekonałem się kilkukrotnie, np. tutaj kiedy kupiłem auto z zepsutą klimatyzacją, mimo że według fachowców działała.

No i trafiła kosa na kamień. Ona żona fanatycznego moto-znawcy. On moto-znawca cicha woda. Taki, który się zna, ale milczy i robi swoje. Do tego wykwalifikowany w dziedzinie lakiernictwa. Przyjechali szukać miny w moim aucie. Aż sam zacząłem mieć obawy, że jakąś znajdą! 🙂

To jak z sytuacją kiedy nic nie piłeś i zatrzymuje Cię policja. Do rutynowej kontroli. I dmuchanie. Zawsze jest jakiś stres, bo co jeśli płyn do spryskiwaczy/płyn do płukania ust z alkoholem/zjadłem Pawełka/żona ma szminkę ze spirytusem i dała mi buzi/piłem piwo 3 dni temu i nie wywietrzało?!

Takie same obawy pojawiają się przy sprzedaży. Bo co jeśli auto zepsuło się 5 minut przed ich przyjazdem? Swoją drogą los jest naprawdę zabawny. Bo akurat kiedy włączyłem auto na desce pojawił się napis „coolant level”. Przezabawne.

Bieganie wokół auta nie jest metodą jego sprawdzenia

samodzielne oględziny samochodu używanego błędy

Nie wiem ile okrążeń zrobili, ale wydaje mi się że zbliżyli się do długości bieżni lekkoatletycznej. Kręcili kółka wokół mojego samochodu jak szaleni. I ja już wiedziałem, że robią to źle. Tak bardzo źle. Bo nawet jeśli znasz się na silnikach/lakiernictwie/elektryce to nie znaczy, że masz doświadczenie w kupowaniu auta. Nie bez powodu miejsca, które zajmują się tym profesjonalnie, mają (poza sprzętem) procedurę. Która nie powstała na kolanie w 5 minut.

Ona zaglądała pod drzwi. On badał szczeliny. To na masce, to na klapce wlewu paliwa, to przy szybie. Chaos. Patrzyli to tu to tam, tak naprawdę nie oglądając nic. Znam stan swojego auta na wylot i gdybym tylko miał coś do ukrycia, mógłbym zrobić tę parę w balona. I zatuszować rzeczywistość. Poza moją ludzką przyzwoitością w tym wypadku ratował ich stan samochodu. Bo po prostu nie ma tam miny. Coś tam jest zużyte, coś tam nie jest idealne, ale główne podzespoły nie tylko działają, ale były sprawdzone, naprawiane i wymieniane. Przeze mnie a nie 3 właścicieli temu. Gdyby trafili inaczej i zdecydowali się na zakup, to jestem niemal pewien, że mogliby się naciąć.

Ten kupujący już przez telefon zaznaczył mi, że się zna. Na miejscu również to podkreślił i opowiedział iloma samochodami to on nie jeździł i ile ich sprzedaje (albo leasinguje). No i co z tych jego opowieści wynika? Jedno wielkie nic. Potrafił ocenić stan lakierniczy i tyle. Który swoją drogą podałem mu przez telefon. Nie zajrzał tam gdzie powinno się zajrzeć. Na pewne elementy naprowadziłem go samodzielnie. Zachęcałem do kliknięcia to tu to tam, sprawdzenia elektryki. Otworzyłem im dach, zatrzymałem go w połowie procesu i pokazałem wnętrzności.

Ich podejście to typowy przykład chaosu przy oględzinach używanego samochodu. Zajrzeli w 20% miejsc i na tej podstawie podejmują decyzję o zakupie. To byłoby prawidłowe podejście, gdyby w uporządkowany sposób ocenili podstawowy stan auta: jak to zrobić tutaj. A następnie umówili się na sprawdzenie go przed zakupem w miejscu, które zajmuje się tym zawodowo. I zbada stan silnika na hamowni, zajrzy w 99% miejsc, rzetelnie oceni stan podzespołów (nie okiem tylko sprzętem), a do tego sprawdzi historię auta po numerze VIN. I nie tylko pozwoli wykryć wady, ale przygotuje Cie na przyszłe wydatki związane z jego użytkowaniem, pozwoli uniknąć przykrego dla portfela zaskoczenia.

Samodzielne oględziny – zrobisz to źle

imag0039

Samodzielna decyzja o zakupie i samodzielne oględziny auta przed zakupem nie są najlepszym pomysłem. Sprawdzisz wszystko pobieżnie, krótka jazda próbna nie pokaże wielu rzeczy, istnieje ryzyko nietrzeźwego osądu i gorącej głowy. Do tego jeżeli ktoś ma coś do ukrycia, to z dużą pewnością uda mu się to przed Tobą zataić. Będziesz biegał wokół auta zaglądając w miejsca, które wiesz (albo wyczytałeś) że trzeba sprawdzić, ale nie do końca wiesz jak je sprawdzić. Po co? Szkoda czasu, szkoda nerwów. Spokojna rozmowa ze sprzedawcą przez telefon, spokojne oględziny na miejscu i skupienie się na kilku kluczowych punktach (jakich: tutaj). I jeśli wszystko wydaje się w porządku to szybkie umówienie się na sprawdzenie samochodu w sposób jaki należy to zrobić.

Powiązane artykuły