Najlepsze teksty i historie sprzedających/handlarzy samochodów. Jeżeli chociaż raz kupowałeś używany samochód, to nawet jeśli się na tym nie poznałeś, w mniejszy lub większy sposób zostałeś zrobiony w balona. I poznałeś smaczki i folklor naszego rynku samochodów używanych.

To jest jak samonapędzające się tsunami, jedno małe kłamstewko goni i napędza następne. A tu nie powiem o stanie opon, a tu przemilczę, że nie działa klimatyzacja, a jeszcze gdzie indziej zapomnę o tym, że przecież podgrzewanie foteli nie działa, no bo przecież jest ciepło i zimy takie łagodne, to w sumie po co ono komu do szczęścia. Może jeleń nie zauważy…

Nie bądź jeleniem

Ale Ty powinieneś zauważyć, a jeśli nie wychwycisz tego sam (jak samodzielnie sprawdzić auto przed zakupem opisuję tutaj) to miej pokorę i oszczędź już na dzień dobry, oddając samochód do miejsca, które zajmuje się (tylko i wyłącznie!) sprawdzaniem samochodów przed zakupem. Dzięki takiemu podejściu, będziesz mógł się pośmiać, dopisać kilka swoich smaczków i historii związanych z zakupem używanego auta. I nie będzie to śmiech przez łzy, ani śmiech z samego siebie. Tylko śmiech z branży i niekończącej się pomysłowości sprzedających.

Czy istnieją uczciwi sprzedawcy aut?

nieuczciwi czy uczciwi handlarze sprzedawcy aut

To co prawda gatunek zagrożony, ale istnieje. Teraz sam zadaj sobie pytanie, czy sprzedając własne auto powiedziałbyś absolutnie o wszystkim co negatywne? Z doświadczenia wiem, że pojawia się tutaj myśl: „przecież sprzedaję rzecz używaną, wiadomo, że nie jest idealna i ma swoje bolączki”. I tutaj pojawiają się dwie kwestie. Czy to prywatny sprzedający czy to sprzedawca aut, nie każdy posiada 100% wiedzę o aucie. Co więcej, większość posiada ją bardzo mizerną, wyznając zasadę „dopóki jeździ, dopóty jest 100% sprawne”. Dlatego nie należy traktować sprzedającego jak potencjalnego oszusta, a braki (świadome lub nie) w jego wiedzy na temat auta sprawdzić samodzielnie. Po to żeby zdecydować czy auto nadaje się do fachowego sprawdzenia przed zakupem. Drugi problem to świadome zatajanie wad. Niestety robi tak większość osób, licząc na to, że kupujący po prostu ich nie wychwyci, albo staną się one polem do negocjacji ceny. Skąd się to bierze? Ano stąd, że rynek jest przepełniony używanymi samochodami i każdy boi się napisać 100% prawdy. W obawie, że nikt się do niego nie odezwie. To jest samonapędzająca się masa, bo potem ten sam „ktoś” kupuje następne auto i do sprzedającego jedzie z oczekiwaniem 100% nówki, niezużytej, niezepsutej. Temat rzeka.

Zrób eksperyment

Otwórz 10, niech będzie nawet 5 przypadkowych ogłoszeń o sprzedaży auta. W wieku np. około 10 lat. Założę się, że 90% z nich „nie wymaga wkładu finansowego, nie stuka i nie puka, wsiadać i jeździć”. No po prostu niesamowite. Mając na uwadze ten punkt, pamiętaj, że bardzo ważne jest dostosowanie budżetu do swoich możliwości. W myśl zasady: masz 30 tysięcy na auto – kup takie za 25 tysięcy. Szerzej ten temat poruszam tutaj.

Jak ściemniają sprzedawcy?

Mam swoją osobistą listę faworytów, doświadczyłem różnych historii, tych ciekawych i zabawnych jak i tych zupełnie żenujących. Jeden z szerzej opisanych przykładów, idealnego VW Golfa, który był flagowym przykładem ściemniania znajdziesz tutaj. Wybrałem parę krótkich historii i tekstów. Bujna wyobraźnia naszych sprzedających (każdy z nas czasami sam się wciela w taką rolę) nie przestaje mnie zadziwiać. Ale wiecie co? Masę tych rzeczy, można wyeliminować już na etapie rozmowy przez telefon. Gdybym kiedyś miał taką wiedzę jaką posiadam obecnie, podpunktów poniżej byłoby znacznie mniej, albo nie było wcale 🙂

 

Teksty, oszustwa handlarzy i sprzedających używane samochody: część 1

Czerpiąc z własnego jakże bogatego doświadczenia i uczenia się na własnych błędach.

Klima do nabicia

To powinno być karalne. Ile ja razy spotkałem się z niedziałającą klimatyzacją. Zepsuty układ jest często efektem zużycia (z racji wieku auta) albo uszkodzenia (z racji wypadkowej przeszłości auta). Naprawa przeważnie nie jest tania, stąd duże pole do popisu dla sprzedających. Uważajcie na zakup auta zimą. Wtedy, jeśli nie będziecie mieli pod ręką ogrzewanego garażu, nie zawsze uda się ją sprawdzić. Ja, mimo że odwiedziłem kiedyś warsztat, zanim zdecydowałem się na zakup, to jego fachowość okazała się żenująca. Nie potrafili sprawdzić klimatyzacji, stwierdzili że działa. Był grudzień. Zaskoczenie przyszło w kwietniu, kiedy okazało się że działa to słowo na wyrost, bo o ile się włącza, o tyle nie ma mowy o chłodzeniu. Sprzedający tamto czarne kombi oczywiście czarował mnie, że „działała, jak ona działała, jak byli na wakacjach to tak działała, że aż się poziębili!”. Myślę, że kluczowy do wykrycia prawdy był tutaj użyty czas przeszły. Działała nie znaczy działa. Bo ciężko, żeby działała skoro ma urwaną wtyczkę od zasilania. Jak do tego doszliśmy?

 

Mechanicy? Wymieniacze!

Zakup auta z uszkodzonym elementem może nie wydawać się aż taki straszny. Ale lepiej eliminować ryzyko przed zakupem, sprawdzając auto w miejscu do tego przeznaczonym. Dlatego, że znalezienie serwisu/mechanika, który właściwie oceni usterkę wcale nie jest takie proste. Z przykrością stwierdzam, że poza naprawdę dużej klasy fachowcami, nasz rynek zalany jest wymieniaczami. Którzy wiedzę o budowie maszyn i działaniu mechanizmów mają mizerną albo żadną. I jedyne czego są w stanie się podjąć to wymiany całych elementów na nowe. I to też bez gwarancji powodzenia… Ja ze swoją niechłodzącą klimatyzacją, odwiedziłem najpierw polecany serwis. Który stwierdził, że sprężarka jest zatarta. Więc musimy ją wymienić na nową lub używaną. Do tego płukanie układu. Chciało mi się wyć, bo mimo zabrania auta do serwisu przed zakupem (a był to przypadkowy serwis u Zdzisia, który skasował 150 zł i nie powiedział mi prawie nic) gdzie teoretycznie powinienem uniknąć takich kwiatków, miałem niesprawne auto i duże wydatki na horyzoncie (2500 zł).

Na wszelki wypadek zabrałem auto do innego serwisu, który po identycznych oględzinach (30 sekund) postawił taką samą diagnozę. Uszkodzona sprężarka i płukanie układu. No nic, trzeba będzie płakać (płukać) i płacić. Umówiłem się na wymianę, ale na szczęście byłem już wtedy na etapie nie tyle ograniczonego zaufania co na kompletnym jego braku. I zabrałem auto w 3 miejsce. Do znajomego, który nie zajmował się akurat takimi rzeczami, ale posiadał wiedzę i wykształcenie techniczne, które w moich oczach jawiło go jako gościa z rozumem złożonym z mechanizmów i trybików. Wystarczyło mu 5 minut, zdjęcie płyty spod silnika, obejrzenie całości i zrobienie podstawowego testu – czy sprężarka w ogóle rusza, żeby stwierdzić co jest nie tak. Zobaczył, że w ogóle się nie włącza. Zapytał, czy ktoś sprawdził jej zasilanie. Odpowiedziałem, że nie. Przyniósł stary akumulator, kilka kabelków, ciachnął wtyczkę, podpiął pod akumulator. Całość ożyła. Zawiodła kostka, która była podpięta do sprężarki. Koszt naprawy? 20 złotych. I teraz wyobraźcie sobie co bym zrobił, gdybym pojechał na wymianę sprężarki i płukanie układu, a całość nadal by nie działała… Zapewne te słowa pisałbym do Was z więziennej celi (morderstwo z premedytacją).

Grzanie plecków pięknie działa!

Czasami są usterki, które nie są winą sprzedającego, a po prostu są wadą danego modelu. I czymś takim są np. padające maty grzewcze foteli w Audi. Wymiana nie jest taka prosta i należy raczej do operacji upierdliwych. W czasie jazdy próbnej zapytałem o grzanie foteli. Czy działa? Na jeździe próbnej było mało czasu, nie zdążyłem się przyjrzeć (błąd!). Sprzedawca reklamował mi je jako zesłane z nieba wybawienie w czasie zimy. Niemalże krzyczał do mnie: Tak, tak! Działa! Plecki pięknie grzeją!

No właśnie. Plecki. Tylko plecki. A powinien grzać cały fotel, maty w nich były przepalone i nie działały. Ale o tym dowiedziałem się już po zakupie. Więc pamiętajcie, oprócz plecków grzeje także dupka!

Syn ekspresem zrobił!

Inna historia również związana z matami grzewczymi fotela (które oprócz tego, że nie działają, to potrafią wypalić dziury w tapicerce). W czasie jazdy próbnej jednym z aut, zauważyłem że w fotelu pasażera jest sporych rozmiarów dziura (jak od papierosów). Sprzedawca posiadał to auto od dłuższego czasu, zapytałem więc skąd się tam wzięła. Odpowiedział mi, że to „syn ekspresem zrobił”. W mojej głowie pojawiła się wizja jego syna, który autem woził jakieś kartony z ekspresami do kawy do pierwszej lepszej hurtowni AGD i traktował to kombi jak dostawczaka. Byłem w błędzie. Jemu chodziło o suwak ekspresowy. Taki w spodniach. Ale kara boska za to kolejne kłamstewko szybko go dosięgnęła. Kiedy zadawałem to pytanie siedziałem na fotelu pasażera. W tym czasie włączyłem ogrzewanie fotela na maksimum. Po chwili zatrzymaliśmy się, aby zamienić się miejscami. Jazda próbna ruszyła i po niecałej minucie poczułem smród spalenizny i usłyszałem syczenie sprzedawcy. Okazało się, że winna jest mata grzewcza w fotelu pasażera, która oparzyła go w tyłek i wypaliła mu dziurę w spodniach. Stąd też była dziura w tapicerce, a ogrzewania fotela nie należało włączać. Ale o tym zapomniał mi powiedzieć i myślał, że nie zauważę 🙂

 

Winny jest syn

Z synem od ekspresu wiąże się jeszcze inna historia. Ogólnie ten sprzedawca mógłby pisać książki dla dzieci, bo poziom jego kreatywności i fałszowania rzeczywistości był naprawdę na niezłym poziomie. Wszystko co udało mi się wykryć w aucie, nagle mu się przypominało. I zwalał to na syna. A to drzwi przytarł syn jak dziewczynę wysadzał i uderzył w słupek. A to syn jechał polną drogą po dołkach i uszkodził chłodnicę, tak że wylał się płyn. Na „ekspresie” i dziurze w fotelu kończąc. I po raz kolejny sprzedawca stał się ofiarą własnego kłamstwa. Bo tak się złożyło, że syn jest w domu. A miało go nie być. I kiedy poszliśmy finalizować transakcję, zostałem z nim na chwilę sam na sam. Wyglądał mi na 15-16 lat i jak słusznie podejrzewałem nawet nie miał prawa jazdy, a o wyżej opisanych historiach nie słyszał 🙂

 

Audi to jednak Audi

Wielu sprzedawców powołuje się na mityczne wytrzymałości niektórych marek i otacza je kultem związanym z ich „prestiżem”. Czyli aktualnie chyba ulubionym pojęciem-wabikiem. I czy jest to BMW, Mercedes czy Audi – sprzedający zakładają na dzień dobry, że te auta są w lepszym stanie niż inne. Bo jak sam kilkukrotnie dowiedziałem się z ich ust (w czasie jazdy próbnej) „bo wie Pan, Audi to jest jednak Audi”. No tak, teraz już wiem 🙂

 

Pączki za kłamstwo

Czasami mimo właściwie przeprowadzonej rozmowy przez telefon ze sprzedającym i tak zdarzy Wam się zostać zrobionym w bambuko. Bo traficie na czarodzieja słowa, który pracując w dowolnym call-centre, dostawałby nagrody za najlepsze wyniki sprzedaży. On tak czaruje, tak uwodzi, byleby ściągnąć Was na miejsce. A potem jakoś to będzie. Kiedy masz do pokonania 600 kilometrów w obie strony, nie chciałbyś pojechać na darmo. Tak jak ja… Kiedy oglądając auto typu cabrio, 10 razy pytałem sprzedawcę o klimatyzację, jej stan i czy nie ma tam historii „klima do nabicia”. Pojechałem i pierwsze co sprawdziłem to klimatyzacja. Wyglądałem wtedy tak:

maxresdefault

Nawet nie zapalała się lampka od klimy. Ona w ogóle nie startowała. Co zrobić w takiej sytuacji? Schować godność do kieszeni, wysiąść i wrócić do domu? Zamordować sprzedającego? Popłakać się? Wiecie co? On kłamał mi w żywe oczy, że zapomniał mi o tym powiedzieć. I na koniec dodał: „ale po co tu panu klimatyzacja, przecież to cabriolet”. Nigdy nie bądźcie chłopcem do bicia w takich sytuacjach. Na koszt sprzedawcy pojechaliśmy do serwisu klimatyzacji żeby stwierdzić na ile poważna jest to usterka. W tamtej sytuacji była to drobnostka, przetarty wąż, przez który uciekł gaz. Ale bezczelność tego człowieka mnie zadziwiła. Na odjezdne gonił mnie z 6-pakiem pączków na przeprosiny. Jednego z nim zjadłem 😉

Więcej historii związanych z naszym rynkiem samochodów używanych, sprzedawcami aut z Radomia, z Gubina i innych komisowych stolic, już wkrótce w części 2 i kolejnych.

 

Powiązane artykuły

Ile kilometrów rocznie robi niemieckie auto?
Ile kosztuje auto z „Niemiec”?